Tags

architecture (5) Autumn (3) Bangkok (4) Boxing (12) BW (34) cemetery (21) City (29) Forests (5) HongKong (11) Israel (11) Italy (3) Jordan (2) Kuala Lumpur (5) lakes (5) Langkawi (1) Malaysia (6) Mountains (6) Night (16) Old and forgotten (14) People (41) Reportage (39) Ruins (26) Sea (7) Sri Lanka (7) Summer! (31) Thailand (5) Warszawa (71) Winter (8) Włochy (3)

niedziela, kwietnia 10, 2011

Sri Lanka

Gdzieś w drodze, pomiędzy jedną miejscowością o dziwnej nazwie, a drugą o nazwie jeszcze dziwniejszej, zatrzymaliśmy się na obiad. Pan nosił kawałki palm...
A państwo świętowali swoje zaręczyny czy coś jakby przedwesele, nie wiem na pewno. To i tak bez znaczenia jeśli w tradycyjnym stroju wygląda się tak, jak ta dziewczyna. Powinna się tak ubierać na co dzień, a ludzie powinni jej płacić za przywilej patrzenia na nią. I wiem co mówię, obejrzałam ją z bliska. I te misterne hafty na sukni także.
 
Drzewo Bodhi, a pod nim...
Przemiłe dziewczynki. Zaczepiły, porozmawiały o Sri Lance i Polsce, usiłowały wymówić moje imię i serdecznie życzyły mi udanego wyjazdu.
 Pod stupą Ruwanwelisaya. Zachód słońca był taki, że aż...
A w hotelu żaaabaaaa...
I znów w drodze.
Gdy u nas cieszono się z chrztu kraju, a szczytem rolniczej innowacyjności był koń zaprzęgowy (bo o trójpolówce zaczynali myśleć dopiero pierwsi wyuzdani wywrotowcy), gdzieś tam, daleko na południu, ktoś uznał, że jezioro jest potrzebne. Bo woda do nawadniania, i ryby, i w ogóle. Więc zrobili je sobie. Jezioro, i to nie jedno. SZTUCZNE. Pierwsze powstały bodajże w okolicach VII w n. e., ponieważ do sprawy zabrali się poważnie, jeziora istnieją do dziś i nie są bynajmniej syfiastym bagienkiem, a kawałkiem naprawdę sporego akwenu.
Polonnaruwa. I mogę odhaczyć kolejny ptaszek na liście UNESCO. W ogóle po tym wyjeździe jestem o kilka pozycji do przodu.
Najbardziej podobało mi się podejście, że nie ważne, że ruina czy nie, 1000 lat temu była tam świątynia, w związku z czym szanujmy miejsce i ściągnijmy buty.
 A na koniec małpki. Cholerne, złośliwe, padalcowate gady.
 
 I spacer gdzieś, gdzie zatrzymaliśmy się na kolejny obiad.
 Znowu uśmiech. :)
Burza.
 Widok ze słonia. :) Przejażdżka super. Słoń fajowy. Poganiacze przezabawni.
 Rowerzysta nas wyprzedził.
 Praczki.
 Za 30 sekund zaczęło kropić. Po kolejnych 30s była ściana wody. Po 5min znów świeciło słońce.
 Garaż. ;)
 
 I jakieś miasteczko mijane pod koniec dnia.
 
 
 

1 komentarz:

Ania Błażejewska pisze...

Fajnie ogląda się Sri Lanke na Twoich fotach i bardzo chciałoby się tam kiedyś wrócić....