Wtorek. Ponownie Lantau.
Za pierwszym razem pojechaliśmy na Lantau, aby obejrzeć Buddę i slumsik. Nie zdążyliśmy wtedy dojechać do miejscowości Tai O, więc nadrobiliśmy niecały tydzień później. Okazało się, że mała wioska wciągnie nas na cały dzień.
Część z tego to zapewne suszone ryby. Nie wiem jak duża część i co stanowiło resztę.
Tu też nie wiem co to...
Każde miejsce dobre jest na świątynienkę...
Znów sklep z suszkami. Obsługa przy stoliku gra w coś w guście domina.
Nie wiem czy to był parking czy śmietnik.
Przed wejściem do domu.
Znowu suszki. Tym razem z pewnością rybne.
Zdecydowanie parking.
Domino (?). I tak, wlazłam ludziom do domu. Zwróćcie też uwagę na malutki telewizorek w meblościance. Jesteśmy w końcu w całkiem biednej wiosce rybackiej, nie?
Poligamia jest karalna.
Suszki again.
I mandarynki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz