Tags

architecture (5) Autumn (3) Bangkok (4) Boxing (12) BW (34) cemetery (21) City (29) Forests (5) HongKong (11) Israel (11) Italy (3) Jordan (2) Kuala Lumpur (5) lakes (5) Langkawi (1) Malaysia (6) Mountains (6) Night (16) Old and forgotten (14) People (41) Reportage (39) Ruins (26) Sea (7) Sri Lanka (7) Summer! (31) Thailand (5) Warszawa (71) Winter (8) Włochy (3)

niedziela, marca 06, 2011

Hong Kong, 15 listopada

Macau.
Wsiedliśmy rano na prom i bziuum! do Macau.

Każde miejsce jest dobre na świątynienkę.
A w ciemnych zaułkach typowo azjatycki chaosik.
Nie mam pojęcia co to był za sklep. Chyba ich apteka.
Tu też nie do końca wiem co sprzedawali.
Ani tu...
Tu wiem!
Wystarczyło wyjść z zaułków, a całą chińskość Macau zastępowała południowa Europa. Portugalia konkretnie.
Ale wolałam chińskość i tradycyjne: "Co jesz? Nie wiem, ale dobre."
Smażenie naszych przekąsek. Wolę nie wiedzieć czym było to coś, co wyglądało na jelito grube. Myśmy jedli te różności na patykach.
I kolejna świątynia.
Nie umiem wyjaśnić.
No nie jest to najpiękniejsze miasto jakie widziałam.
A to był zdecydowanie jeden z brzydszych budynków, które widziałam. Jakieś tam kasyno. Architekta oraz kogoś, kto pozwolił na wybudowanie tego cuda powinno się skrzywdzić w nieodwracalny sposób.
Kościółek...
... któremu trochę ścian odpadło. Bodajże z winy pożaru.
I znów Portugalia.
Te czerwone płaty wglądały jak duże plastry salami. Niestety były słodką kiełbasą. Absolutne paskudztwo. Kubie smakowało z jakiegoś powodu.
I znów Chiny.
I typowo chińskie podejście do kwestii dobrego smaku.
Znów nie umiem powiedzieć co sfotografowałam.
Portugalia again.
Gdy powiedziałam do niego Mały, myślałam, że mi gardło przegryzie.
Dzieci radośnie wybiegły ze szkoły... A imię ich było legion. Serio.
I znów w świątyni.
To nie zoologiczny. To restauracja.
Znowu apteka?
A na koniec witryna restauracji. Omnomnom... :)

Brak komentarzy: